sobota, 28 kwietnia 2012

Warsztaty i inne

Witam serdecznie Drogich Czytelników, Fanów, Antyfanów i nie tylko. Zaniedbałem trochę bloga - ani jednej publikacji i sesji od dwóch miesięcy. Ale postaram się nadrobić tą lukę spowodowaną brakiem pogody w szczególności i brakiem czasu, miejsca i zebrania ekipy. Ogólnie rzecz biorąc człowiek na detoksie od fotografowania obumiera, a jak sami wiecie fotografia jest jak bagno - wciąga. Ja niestety gdzieś wpadłem w szuwary i przez te dwa miesiące nic nie zrobiłem. Ale dla pocieszenia mam parę klatek z warsztatów fotograficznych  organizowanych na polibudzie białostockiej przez studio fotograficzne Butterfly Effect Studio ( kryptoreklama dla Rafała :P). Także dziś podzielę się tutaj z wami fotografią studyjną. Jednak stwierdzam, że zostaję wierny plenerowi, bo w foto studyjnej brakuje duszy (jak dla mnie). Wiec paczajcie zanim przejdę do ględzenia:





Fryzura: Dawid
Modelki :  Ewa i Dominika

Oczywistą oczywistością jest to iż rozpoczyna  się długi weekend majowy. Wszyscy gdzieś wyjeżdżają, wracają, przemieszczają się wzdłuż i wszerz Polski. Ja wczoraj jakimś cudem wróciłem, a zaczęło się tak:

,,Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka ogromna i pot z niej spływa - 
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha..."


Guzik prawda!  Czekałem z moją znajomą Moniką na peronie bo ta PKP-owska drezyna miała 40 minut opóźnienia, a  czasu na przesiadkę Wawie mieliśmy około 10 minut (zaznaczam, że do Wawy z Białego jedzie się około 2,5 h). Pociąg ten jest bardzo inteligentnej relacji Gdynia - Olsztyn - Białystok - Wawa - Katowice. Zakładając oszczędność PKP to...
Wagonów nie miał ze czterdzieści
i gówno się tam pomieści...
Zajechała drezyna ośmio wagonowa - niestety w szacunkach mogę się pomylić +- jeden wagon bo gdy zajechał pociąg rozpoczęło się tzw. kolejowe safari. Nie wiadomo skąd, stado ludzi z walizami, kontenerami, studentami, emerytami, młodzieżą wszechpolską zaczęło napierać na wagony, z których jeszcze pipole nie powysiadali . I biegiem wszyscy ( z daleka było słychać gitarę kolesia przygrywającego do walki na kładce dla pieszych nad torami. Niestety grania i brzdąkania przyćmił ryk stada nacierającego na wagony)... Na szczęście udało mi się wysunąć na przód tej fali, wlać się do pociągu i zaszachować dla nas miejsca. Uff... każdy odetchnął z ulgą i jedziemy ( po 40 minutach opóźnienia i 20 minutach siedzenia w pociągu na peronie)... Białystok żegna nas (na tyg) wysprayowanym napisem na stodole Metallica (kiedyś zrobię wam zdjęcie i pokaże).
 Nasz pierwszy przystanek po drodze to Łapy. Mała wioska położona 30 minut od Białego  która była słynna z zakładów naprawczych taboru kolejowego i cukrowni do puki nie upadły ( tak słyszałem od pasażerów). Następny przystanek Szepietowo ( nie słyszałem nic o tej mieścinie jedynie wiem ze dojeżdżają tu interegio z Białego. Kolejny Czyżew z latarnią morską przy dworcu; następnie Tłuszcz. Po drodze poddaliśmy się aromatoterapii gnojówy z pól. I tak po 2,5 godzinnej podróży docieramy do dworca Warszawa Wschodnia. Jak już wcześniej wspomniałem, pociąg ten miał opóźnienie i niestety nie nadrobił go, wiec konduktorzyna musiał powstrzymywać parę innych połączeń tak np: do Kielc czy Poznania . Wracając do Wawy Wsch. dla świeżo przybyłych do stolicy tutaj jest koniec świata i podróży w jednym ( ja, że jestem już tutaj stałym bywalcem oczekującym na  pociąg to dla mnie tylko Sodoma i Gomora), gdyż większego burdelu  na dworcu niż w Wawie Wsch. to nie ma w całej Polsce. Warszawa stolica reszta okolica -tak to prawda. Dobra, przybyłem i co teraz?? hęę?? Opóźnienia pół godziny i gdzie pociąg skoro w rozkładzie jest, że odjeżdża z 1 peronu o 19.19, a go niema?? Za to na pierwszym peronie czekał do Lublina. ,,Ding dong! Pociąg TLK Sienkiewicz do Kielc odjeżdża z peronu 4 przy torze 8! Ding dong!" - coś takiego wybełkotał z trudem megafon na na dworcu, a że słuch dobry...
 biegiem na 4 peron... ale do jasnej ciasnej  gdzie jest czwarty peron ?? Brak jakiegokolwiek oznaczenia i działającej tablicy informacyjnej  - nic, a nic - rozpiździawa totales...
Trafiłem, wskoczyłem i odjechałem. Jak się później okazało połączenie przez Dęblin czyli dodatkowa godzina drogi w pierwszej klasie na wykładzinie przed kiblem (druga klasa miała linoleum^^ haha) .
To już pół drogi i pół sukcesu mimo tłoku, ścisku i ukropu dało się usłyszeć kieleckie ,,ja jebe" w oddali wagonu. Przez 3 godziny był czas zapoznać się z paroma studentami, którzy również  podróżowali siedząc przy kiblu. Nie zabrakło też psa rodem z filmu ,,Gdy odejdą wody", który siedział wraz z panią  w przejściu miedzy jednym wagonem, a drugim i zaglądał do nas ukradkiem . Po drodze w Skarżysku wysiadła drużyna harcerzy co spowodowało zwolnienie prawie całego wagonu :P także pół godzinki prze przyjazdem do Kielc można było klapnąć i rozgościć się w przedziale - gdyyyby nie burżuazyjne warszawskie ważniactwo, któremu wszystko przeszkadzało...
No ale nastał kres tej dręczącej podróży  - stacja Kielce godzina 22.51.
Dobranoc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz